

Riverdale to projekt oparty na komiksach wydawnictwa Archie Comics. Akcja dzieje się we współczesności i skupia się na znanych postaciach: Archie, Betty i Veronice oraz ich przyjaciołach. Serial odkrywa przed widzami surrealizm małomiasteczkowego życia i skupia się na mroku i dziwactwach skrytych za fasadą zwyczajności. W Polsce ukazały się już dwie powieści ze świata Riverdale: Zabawy i zabójstwa, Dzień wcześniej oraz Powrót nad Shadow Lake. Życie mieszkańców małego miasteczka zmienia się pod wpływem tajemniczej śmierci Jasona Blossom (Trevor Stines), syna najbardziej wpływowych ludzi w Riverdale. Archie (K.J. Apa), Betty (Lili Reinhart), Jughead (Cole Sprouse) i nowa uczennica Veronica (Camila Mendes) starają się odnaleźć w nowej sytuacji. Kiedy wszystkie tropy lokalnej policji prowadzą donikąd, znajomi zmarłego próbują poznać tożsamość mordercy. Tymczasem w miasteczku rośnie napięcie, a mroczne sekrety jego mieszkańców zaczynają wychodzić na jaw.
Jughead otrzymuje nagranie, na którym aktorka w masce Betty udaje, że zabija postać w masce z jego podobizną. Młody pisarz łączy siły z Charlesem, aby znaleźć prześladowcę. Trop prowadzi ich do Ethel. W międzyczasie, w ramach aplikacji na studia, Jughead tworzy opowiadanie o zemście na dyrektorze liceum. Natomiast Archie i Betty walczą z uczuciem, jakim siebie darzą, a Veronica musi uporać się z konkurencją, która za cel obrała sobie jej firmę sprzedającą rum.
Fikcyjna opowieść o zabójstwie pana Honeya była nawet ciekawa. Rozwiązanie fabularne, w którym nasi bohaterowie powoli stają się beznamiętnymi czarnymi charakterami, to dobry i sprawnie poprowadzony pomysł. Chciałbym zobaczyć, jak serial w którymś z odcinków zmierza z bohaterami w tę mroczną stronę, a postacie pokazują swoje złe oblicza. Jednak już rozwiązanie w rzeczywistości, czyli usunięcie dyrektora ze stanowiska, nie było w żadnym stopniu ciekawe, pełno tu klisz, prostych, bardzo skrótowych rozwiązań. Sam prank przeprowadzony na dyrektorze, odwołanie balu i jego powrót po interwencji rodziców, to wszystko było tak schematyczne i bezsensowne, że w pewnym momencie po prostu zaczynało wiać nudą. A już uczynienie z niego naśladowcy prześladującego, który wysyła kasety VHS, było bardzo przewidywalnym rozwiązaniem. Brakowało tylko, żeby Honey na czole miał napisane, że to on odpowiada za nowe wideo wysłane do szkoły.